Poranki z marudzeniem, odrabianie lekcji w pośpiechu, nerwowe rozmowy o ocenach… Brzmi znajomo? Wielu rodziców co roku wraca do tego samego punktu. Jak sprawić, by dziecko chciało współpracować, a nie walczyć o każdy obowiązek szkolny? Jak ułożyć relację, w której dziecko zaczyna współpracować zamiast buntować się?

O praktycznych sposobach rozmawiamy ze Zbyszkiem Dzideczkiem — zawodowym negocjatorem, mentorem, ojcem pięciorga dzieci i dziadkiem sześciorga wnucząt — który pomaga rodzicom stosować metody negocjacyjne w codziennym życiu rodzinnym.

Na początku trzeba rozstrzygnąć podstawowe nieporozumienie: negocjowanie z dziećmi nie oznacza ustępstw bez granic ani „rozpuszczania”. „Negocjacje to po prostu danie drugiej stronie tego, czego chce, ale na naszych warunkach” — tłumaczy Zbyszek Dzideczek. W praktyce oznacza to: najpierw słuchasz, by usłyszeć, czego dziecko naprawdę potrzebuje, a potem proponujesz warunki, w których te potrzeby mogą być zaspokojone przy zachowaniu szkolnych obowiązków.

Badania Instytutu GEBO pokazują, że 68 % rodziców przyznaje, iż przynajmniej raz w miesiącu staje do „negocjacji” z dzieckiem o odrabianie pracy domowej lub czas ekranowy. To pokazuje, że temat nie dotyczy pojedynczych rodzin — to praktyka powszechna, często wywołująca stres, napięcia i nieporozumienia.

Zbyszek Dzideczek wielokrotnie podkreśla: „Dziecko nie musi mówić, co chce — może mówić, czego nie chce, co je męczy. I to jest już punkt wyjścia”. Krok po kroku należy wyciągać te sygnały, a potem wspólnie ustalać, które warunki są dopuszczalne — np. godzina rozpoczęcia nauki, przerwy, ilość zadań.

Budowanie relacji przez uważność

Często słyszymy od rodziców, że „rozmowa nic nie daje, dziecko i tak musi”. Zbyszek Dzideczek odwraca tę perspektywę: najpierw daj uwagę, potem egzekwuj wymagania. „Uważność to dwie rzeczy – uwaga i ważność. Pokazujemy, że przykładamy uwagę do tego, jak dziecko się zachowuje i co mówi, i że to, co mówi, ma wagę” — podkreśla. Kiedy młody człowiek czuje, że naprawdę słuchamy, obniża się jego poziom oporu. „Pewnego razu spytałem pewną rezolutną 10-latkę: „Co w twoim dniu szkolnym najbardziej cię męczy?” — odpowiedziała: „To, że muszę siedzieć i czekać na dzwonek jak w więzieniu”. To zdanie mnie uderzyło — bo z jej punktu widzenia czas między lekcjami był bezużyteczny. Gdy zachęciłem ją do spożytkowania krótkiej przerwy na pobieganie i ruch, nie tylko wróciła energia wróciła, ale nawet chęć na odrobienie pracy domowej po lekcjach.” Ten prosty ruch: wyjście z myślenia „musisz / masz zrobić” i wejście w dialog znacząco zwiększył współpracę w rodzinach.

Nagrody — tak, ale z głową

Jednym z klasycznych pomysłów jest „zapłacę ci za każdą piątkę, czwórkę” — kto choć raz nie słyszał tej wersji gry? Negocjator stanowczo ostrzega przed tą metodą: „Pamiętajmy, że pieniądze deprawują. Szkoła to nie jest praca, to kształcenie się. Lepiej nagradzać emocjami – wspólnym czasem, przeżyciami, chwilą, którą zostaniecie razem zapamiętani”. Z badań pedagogicznych wiadomo, że nagrody materialne powodują utratę motywacji wewnętrznej — dziecko zaczyna robić coś dla pieniędzy, nie dla satysfakcji czy nauki. W zamian Zbyszek Dzideczek rekomenduje nagrody bezgotówkowe: dzień bez obowiązków, wspólna wycieczka, film, samodzielny wybór zajęcia weekendowego.

Kary — tylko tam, gdzie sens i zrozumienie

W wielu domach karą dla krnąbrnych małolatów jest odbieranie im telefonu, zakaz wychodzenia
do znajomych, szlaban na komputer. Zbyszek Dzideczek przestrzega, że takie kary działają słabo, jeśli nie idą w parze z wyjaśnieniem przyczyny i skutku: „To jak łapanie wody w garść — przecieknie. Sama kara nie wystarcza, jeśli dziecko nie rozumie za co ją dostało.”

Dlatego przed wdrożeniem jakiejkolwiek konsekwencji warto przeprowadzić spokojną rozmowę: wyjaśnić, co się wydarzyło, co było złe, jakie skutki niesie to dla dziecka i dla rodziny, i co można zrobić inaczej następnym razem. Według negocjatora nawet sama taka rozmowa może wystarczyć jako sygnał do zrozumienia.

W jednej z rodzin, w której pojawiła się konieczność reakcji — nastolatek przestał chodzić na zajęcia dodatkowe, które wcześniej deklarował — rodzice najpierw zaprosili go na dialog, w którym miał opowiedzieć: co się stało, co było trudne. Dopiero potem ustalili wspólnie: „Ok, nie chodzisz, ale teraz sprawdzisz się przez 2 tygodnie – bez telefonu wieczorem, ale dasz nam raport, czy zrobiłeś zadania”. W efekcie nastąpił powrót do regularności, bez wielkich konfliktów.

Kiedy dziecko staje się „wielepiejem” czyli jak rozmawiać z 16-latkiem

Do negocjowania z nastolatkiem często potrzeba zmiany strategii. „Szesnastolatek myśli, że wie wszystko, nazywam go „wielepiejem” – stwierdza negocjator, bazując na swoim ojcowskim doświadczeniu. „To irytujące, ale normalne, więc zamiast dać się wyprowadzić z równowagi, trzeba usiąść z nim jak z dorosłym – patrząc w oczy, spokojnie, bez pretensji. Powiedz: Chcę porozmawiać z tobą jak z dorosłym przez 10 minut.”

Ważne zasady:

  • Zmniejsz dystans fizyczny— usiądź naprzeciwko, nie obok.
  • Pozwól mówić więcej niż ty mówisz— pytania otwarte, cisza.
  • Unikaj listy pretensji— zaczynaj od: „Co się u ciebie zmieniło? Co przeszkadza?”
  • Stawiaj granice z szacunkiem— „Tak, masz wolność, ale w ramach zasad, które są uczciwe dla obu stron.”

Zbyszek Dzideczek przypomina, że „to, co wydarzyło się przed 16 rokiem życia, też ma znaczenie” — jeśli dziecko nie było przyzwyczajone do dialogu wcześniej, nagła zmiana w wieku nastoletnim może wymagać czasu, cierpliwości i błędów po obu stronach.

 „Pamiętajmy, by przypominać naszym dzieciom, że szkoła to nie karcer i nie może być miejscem, do którego chodzi się za karę. To część życia – z obowiązkami, ale i radościami” — podsumowuje Zbyszek Dzideczek. „Bądźmy więc zainteresowani tym, co dzieje się w tym ważnym dla naszych dzieci miejscu. Słuchajmy, obserwujmy, zbierajmy sygnały, czyli korzystajmy z pierwszego filaru negocjacji, jakim jest uważność. Kolejny filar to rozmowa, nie rozkaz — zastąpienie każdego „musisz” — „porozmawiajmy o tym” i wreszcie odpowiedzialność — jasne określenie reguł i pozostanie w partnerstwie — dziecko musi współdecydować, nie być tylko wykonawcą.

Te trzy filary to fundament porozumienia, które wytrzymuje codzienne napięcia i etapy dorastania. „Negocjacje to nie miękka polityka, ale systematyczne budowanie partnerstwa w relacji rodzic-dziecko” – podsumowuje ekspert. Gdy umiemy słuchać, stawiać wymagania i budować odpowiedzialność, dzieci uczą się samodzielności, a rodzice — cierpliwości i zaufania.Negocjacje to proces, nie jednorazowy akt. Jak w biznesie: trzeba testować, korygować, uczyć się na błędach. I tak samo: lepiej uczyć się na doświadczeniach innych, niż odbudowywać cały system od zera”.

Dodaj komentarz